CzikCzik

Luźna pisanka o sprawach kobiecych i męskich zabawach
Burza w jej ciele (opowiadanie)

Burza w jej ciele (opowiadanie)

Maria przyjechała do starego domu na wsi późnym popołudniem, gdy słońce chyliło się już ku zachodowi, malując niebo smugami pomarańczu i różu. Drewniana chatka, otoczona wysokimi trawami i szumiącymi lipami, pachniała historią – jej historią. Tu kiedyś mieszkała, tu dorastała, tu przeżywała pierwsze uniesienia młodości. Teraz wróciła sama, z torbą pełną wspomnień i cichym pragnieniem odnalezienia siebie na nowo. Powietrze było ciężkie, przesycone zapachem nadchodzącej burzy. Wiedziała, że letni deszcz jest blisko – czuła to w kościach, w lekkim dreszczu, który przeszywał jej ciało, gdy zdejmowała sandały i stąpała bosymi stopami po chłodnej, drewnianej podłodze.

Wieczór zapadł szybko. Maria rozpaliła ogień w kominku, a trzaskające drewka rzucały ciepłe, migoczące światło na jej smukłe nogi, odsłonięte przez lekką, lnianą sukienkę. Usiadła na wytartym fotelu, wpatrując się w płomienie, gdy pierwsze krople deszczu zaczęły bębnić o szyby. Burza przyszła z impetem – grzmoty rozrywały ciszę, błyskawice rozświetlały pokój, a wiatr szarpał okiennicami. Coś w tej dzikości natury poruszyło ją głęboko. Poczuła, jak jej oddech przyspiesza, jak krew pulsuje w żyłach, budząc uśpione pragnienia. Była sama, ale to nie samotność ją wypełniała – to wolność.

Sukienka zsunęła się z jej ramion niemal bezwiednie, gdy wstała i podeszła do okna. Deszcz lał strumieniami, a szyba parowała od jej oddechu. Oparła dłonie o parapet, czując, jak chłód szkła kontrastuje z gorącem, które narastało w jej ciele. Jej skóra, lekko opalona po letnich dniach, mrowiła pod wpływem elektryzującej atmosfery. Spojrzała na swoje odbicie – ciemne włosy opadały na ramiona w wilgotnych falach, oczy błyszczały dzikim blaskiem. Była piękna, świadoma swego ciała, spragniona dotyku.

Usiadła na podłodze, opierając się plecami o ścianę. Drewno pod jej udami było szorstkie, ale przyjemne, niemal drażniące. Rozchyliła nogi, czując, jak powietrze muska jej najbardziej intymne miejsca. Jej dłonie, najpierw nieśmiało, zaczęły wędrować po ciele – po płaskim brzuchu, po krągłościach bioder, aż dotarły do wzgórka łonowego, pokrytego miękkim meszkiem. Westchnęła cicho, gdy palce musnęły wargi sromowe większe, ciepłe i lekko nabrzmiałe od narastającego podniecenia. Były pełne, mięsiste, a ich dotyk budził w niej dreszcz rozkoszy. Delikatnie rozchyliła je, odsłaniając wargi mniejsze – cienkie, wilgotne, niemal aksamitne w dotyku. Przesunęła po nich opuszkami palców, czując, jak jej ciało reaguje – jak oddech staje się płytszy, jak serce bije mocniej.

Burza szalała na zewnątrz, a ona, w rytmie grzmotów, zaczęła pieścić się coraz śmielej. Jej palce odnalazły łechtaczkę – mały, twardniejący guziczek, który zdawał się pulsować pod jej dotykiem. Zaczęła od delikatnych, okrężnych ruchów, ledwie muskając go opuszkami. Czuła, jak przyjemność rozlewa się po jej ciele, jak ciepło rozchodzi się od podbrzusza aż po czubki palców u nóg. Przyspieszyła, zmieniając rytm – raz wolniej, raz szybciej, jakby chciała naśladować kapryśny taniec deszczu. Jej wargi sromowe mniejsze, teraz śliskie i gorące, otwierały się pod naciskiem palców, zapraszając do dalszej eksploracji.

Maria przechyliła głowę do tyłu, opierając ją o ścianę, a jej usta rozchyliły się w cichym jęku. Drugą ręką zaczęła masować przedsionek pochwy, czując, jak wilgoć spływa po jej palcach, jak ciało staje się coraz bardziej podatne na jej pieszczoty. Wsunęła jeden palec do środka, delikatnie, badawczo, a potem drugi, czując, jak mięśnie zaciskają się wokół nich w rytmicznym uścisku. To było jak taniec – jej dłonie, ciało i burza na zewnątrz współgrały w harmonii dzikiego pożądania. Łechtaczka, teraz nabrzmiała i wrażliwa, reagowała na każde muśnięcie, każdy nacisk, wysyłając fale rozkoszy przez całe jej jestestwo.

Deszcz dudnił coraz mocniej, a ona zaczęła stosować technikę pulsacyjną – krótkie, rytmiczne naciski na łechtaczkę, które przypominały bicie jej serca. Czuła, jak napięcie rośnie, jak mięśnie ud napinają się, jak całe ciało przygotowuje się na eksplozję. Jej palce w pochwie poruszały się głębiej, szybciej, drażniąc sensitive miejsca wewnątrz, podczas gdy kciuk drugiej ręki nie przestawał pieścić łechtaczki. Oddech Marii przeszedł w krótkie, urywane westchnienia, a jej biodra unosiły się lekko, jakby chciały pogłębić doznania.

I wtedy to przyszło – orgazm uderzył w nią jak błyskawica, która rozświetliła niebo za oknem. Jej ciało zadrżało, mięśnie pochwy zacisnęły się wokół palców w serii gwałtownych, rytmicznych skurczów, a łechtaczka pulsowała pod jej dłonią, wysyłając fale rozkoszy aż po czubek głowy. Krzyknęła, nie powstrzymując się – jej głos zlał się z hukiem grzmotu, a świat na moment zawirował. Fala za falą, przyjemność przetaczała się przez nią, wypełniając ją euforią, ciepłem, niewysłowionym spełnieniem. Czuła, jak endorfiny zalewają jej umysł, jak napięcie ustępuje miejsca błogiemu rozluźnieniu.

Osunęła się na podłogę, dysząc ciężko, z uśmiechem na ustach. Deszcz wciąż padał, ale burza zdawała się cichnąć, jakby natura chciała uczcić jej uniesienie. Jej skóra lśniła od potu, włosy przykleiły się do czoła, a ciało wciąż drżało od resztek rozkoszy. Była sama, ale nigdy nie czuła się bardziej pełna – pełna siebie, swojego pragnienia, swojej siły.

Leżała tak jeszcze chwilę, wsłuchując się w rytm deszczu, czując, jak jej oddech wraca do normy. Wstała powoli, przeciągając się leniwie, a jej nagie ciało odbijało się w zaparowanej szybie. Spojrzała na siebie z dumą – była kobietą, która znała swoje ciało, swoje potrzeby, i nie bała się ich spełniać. Burza minęła, ale w Marii płonął nowy ogień – ogień, który zamierzała pielęgnować.