
Smak Paryża (opowiadanie)
Paryż pachniał deszczem i świeżo pieczonym chlebem, gdy Sophie weszła do swojego małego mieszkania na poddaszu. Za oknem wieża Eiffla migotała w oddali, a w środku panował półmrok rozpraszany jedynie światłem świec, które Julien zapalił na stole. Przyjechał do niej z prowincji, z winem w ręku i uśmiechem, który obiecywał więcej niż słowa.
Usiedli na kanapie, a kieliszki szybko się opróżniły. Julien przysunął się bliżej, jego dłoń delikatnie musnęła jej kolano. Sophie poczuła, jak ciepło rozlewa się po jej ciele, gdy spojrzał jej w oczy. Nie spieszył się. Pocałował ją najpierw w szyję – tam, gdzie skóra była miękka i wrażliwa, gdzie puls przyśpieszał pod jego wargami. Westchnęła cicho, a on przesunął usta niżej, do obojczyka, całując ją powoli, jakby chciał zapamiętać każdy centymetr jej ciała.
Jego dłonie odnalazły jej talię, a potem biodra, sunąc w górę, by zdjąć z niej cienką bluzkę. Sophie zadrżała, gdy poczuła ciepło jego oddechu na swoich piersiach. Julien nie spieszył się – pieścił ją ustami, językiem zataczając kręgi wokół jej sutków, które twardniały pod jego dotykiem. Wiedziała, że zna jej ciało lepiej niż ona sama. Zszedł niżej, całując brzuch, zatrzymując się na chwilę przy pępku, by drażnić ją lekkim muśnięciem.
Gdy dotarł do jej ud, rozchylił je delikatnie, a ona wstrzymała oddech. Poczuła jego usta na внутренней stronie uda – miejscu tak wrażliwym, że niemal zapomniała, jak oddychać. Julien badał ją powoli, jego język odnalazł jej najbardziej intymny punkt, a ona zanurzyła palce w jego włosach, oddając się fali przyjemności. Znał rytm, wiedział, jak przyspieszyć, a kiedy zwolnić, doprowadzając ją do granicy, gdzie świat przestawał istnieć. Jej ciało wygięło się w łuk, gdy dotarła do szczytu, a on nie przestawał, delikatnie podtrzymując ją w tej rozkoszy, aż jej oddech się uspokoił.
Teraz przyszła jej kolej. Sophie uśmiechnęła się, wciąż rozpalona, i popchnęła go na kanapę. Pocałowała go w usta, smakując siebie na jego wargach, a potem zeszła niżej, na jego szyję. Wiedziała, że to miejsce, które go rozpala – puls pod jej językiem przyśpieszał, a jego oddech stawał się cięższy. Zdjęła z niego koszulę, muskając palcami jego tors, zatrzymując się na chwilę, by drażnić jego sutki – delikatnie, ale stanowczo, aż usłyszała cichy jęk.
Jej dłonie zsunęły się na jego spodnie, uwalniając go z nich powoli. Przyklęknęła, całując go najpierw w podbrzusze, czując, jak jego mięśnie napinają się pod jej dotykiem. Wzięła go w dłonie, sunąc nimi w górę i w dół, wyczuwając każdy jego ruch, każdą reakcję. Potem pochyliła się, jej usta otoczyły go ciepłem, a język zataczał kręgi tam, gdzie był najbardziej wrażliwy. Julien westchnął głośno, jego dłoń spoczęła na jej głowie, ale nie naciskał – oddał się jej całkowicie. Zmieniała tempo, raz powoli, raz szybciej, aż poczuła, że jego ciało zaczyna drżeć. Wiedziała, że jest blisko. Przyśpieszyła, a on wydał z siebie głęboki, gardłowy dźwięk, gdy fala rozkoszy przetoczyła się przez niego, pozostawiając go bez tchu.
Leżeli potem obok siebie, spleceni w ciszy, z deszczem bębniącym o szyby. Paryż wciąż żył swoim rytmem, ale dla nich czas się zatrzymał – w smaku wina, dotyku skóry i oddechu, który wciąż pachniał sobą nawzajem.